Jesień w Górach Bystrzyckich – instrukcja obsługi (Owca z widokiem, Spalona)

Jesień w Górach Bystrzyckich ma swój rytm – powolny, pachnący grzybami, mokrym lasem i dymem z pierwszych pieców.
W Spalonej, w pensjonacie Owca z widokiem, można ją obserwować z tarasu, z kubkiem gorącej herbaty albo z łóżka z widokiem na las.
Nie potrzebujesz tu aplikacji pogodowej – wystarczy patrzeć, słuchać i oddychać.

Ale żeby dobrze ją rozpoznać, potrzebna jest instrukcja obsługi jesieni – napisana przez kogoś, kto nie ucieka z gór, tylko w nich zostaje.

Poniżej dziewięć kroków do zrozumienia jesieni w Spalonej.
Zastosuj z rozwagą. Nie wyłączaj emocji.

W Górach Bystrzyckich jesień zaczyna się od szelestu.
Buki, jawory i brzozy zrzucają swoje zielone uniformy i zakładają płaszcze w odcieniach złota, rudości i miedzi, a między nimi stoją świerki – zielone cały rok, jakby patrzyły na ten spektakl z lekką wyższością.
To wszystko dzieje się na terenie Obszaru Chronionego Krajobrazu Gór Bystrzyckich i Orlickich, gdzie każda gałąź ma swoje zadanie, a las zmienia nastrój jak artysta przed premierą.

W tutejszych lasach króluje buk zwyczajny – drzewo, które nadaje ton całej jesieni. W jego towarzystwie rosną jawory i klony, które przebarwiają się na żółto i czerwono, oraz brzozy, z ich białymi pniami błyszczącymi jak światło w mgle. W dolinach pojawia się lipa drobnolistna, pachnąca miodem i dawnymi czasami, a przy potokach – olsza i osika, drżąca nawet wtedy, gdy nie ma wiatru. Tu i ówdzie widać dęby, które uparcie trzymają liście, jakby nie chciały się pogodzić z końcem lata. Wszystko to razem tworzy spektakl, który każdego dnia wygląda inaczej.

Buk daje kolor, brzoza światło, a jawor cień. Lipa pachnie wspomnieniem lata, a dąb przypomina, że nic nie trwa wiecznie.

Jesień w Górach Bystrzyckich to idealny czas na spacery po bukowych lasach, zbieranie kolorowych liści i odkrywanie, jak wygląda Spalona w pełnym, złotym świetle – wtedy natura naprawdę pokazuje, co potrafi.

Niektóre brzozy są melancholijne, inne – ewidentnie mają ADHD i gubią liście już we wrześniu.
Więcej o tutejszej przyrodzie przeczytasz na stronie Nadleśnictwa Bystrzyca.


Grzyby w Spalonej – co rośnie w tutejszych lasach

Niektórzy szukają w życiu sensu, inni borowików. W Górach Bystrzyckich można znaleźć jedno i drugie – jeśli idzie się wystarczająco wolno i patrzy pod nogi.

Jesienią Spalona zamienia się w grzybową krainę. W bukowych i mieszanych lasach pojawiają się borowiki szlachetne, kurki (pieprzniki jadalne), podgrzybki, maślaki, koźlarze czerwone i kanie.
Na bardziej zacienionych ścieżkach można spotkać pieprzniki trąbkowe i kolczaki obłączaste, które brzmią jak imiona bohaterów z pasterskiej opery.
Na granicy lasu stoją gołąbki – jedne jadalne, inne tylko udają, że są – oraz muchomory rdzawobrązowe, które robią świetne wrażenie, ale nie nadają się do obiadu (choć jadalne, jednak odradza się jego zbieranie, można go bowiem pomylić z innymi, trującymi gatunkami grzybów!)

Każdy ma tu swoje ulubione miejsca:
– bukowy las pod Jagodną,
– ścieżkę na Przełęcz Spaloną,
– albo te trudniej dostępne zagajniki, gdzie grzyby rosną w ciszy, jakby nie chciały się nikomu pokazywać.

Owczy Pasterz powtarza:
„Nie szukaj grzybów – idź na spacer. A one same cię znajdą.”

Grzybobranie w Górach Bystrzyckich to nie sport, tylko rytuał. Tu nie liczy się rekord koszyka, tylko dźwięk noża przecinającego grzybowy trzon i ten zapach, którego nie da się zabrać do Wrocławia. A jeśli wrócisz z pustym koszem – nie szkodzi. Las i tak ci coś dał: trochę ciszy, trochę błota i trochę siebie.


Deszcze i pogoda jesienią w Górach Bystrzyckich

Deszcz w Spalonej ma wiele imion: mżawka, kapuśniaczek, strugowiec, mgłowiec i ten najgroźniejszy – „o nie, zapomniałem kurtki!”.

W Górach Bystrzyckich deszcz nie jest zjawiskiem – to charakter. Potrafi przyjść po cichu, jakby z grzeczności, i kapać sobie z dachu Owcy cały dzień, albo pojawić się nagle, z teatralnym wejściem, jak gwiazda w trzecim akcie.

Jesienią w Spalonej pogoda zmienia się szybciej niż zdanie turysty przy bufecie śniadaniowym. Jednego dnia słońce świeci jak reflektor, a drugiego – mgła gra główną rolę.
Dlatego tutejsza zasada brzmi prosto: „Nie pytaj, czy będzie padać. Załóż, że tak.”

Żeby przetrwać deszczowe dni, wystarczy zastosować zasadę trzech warstw – zwaną przez Owczego Pasterza „cebulową medytacją”:
– warstwa pierwsza – termiczna, czyli to, co odprowadza wilgoć i udaje drugą skórę;
– warstwa druga – ciepła, czyli polar, bluza lub softshell, najlepiej taki, w którym można też zasnąć przy kominku;
– warstwa trzecia – nieprzemakalna, czyli kurtka z membraną, kaptur i cierpliwość.

Do tego spodnie trekkingowe z DWR (nie, to nie marka, tylko „Durable Water Repellent”) i buty z membraną, które pozwalają chodzić po mokrym mchu z godnością.
Nie zapomnij o pokrowcu na plecak, bo nic tak nie psuje humoru jak przemoknięta książka lub zapas herbaty.

Pogoda w Spalonej jesienią bywa kapryśna, ale ma w sobie coś pięknego – to nieustanne zaproszenie do zwolnienia. Bo kiedy przestajesz się spieszyć, deszcz przestaje przeszkadzać.
Zaczynasz słyszeć, jak kapie rytmicznie z rynny, jak ścieżka mięknie pod stopami, jak las mówi „zostań jeszcze chwilę”.

Jak mawia Owczy Pasterz:
„W górach nie ma złej pogody. Są tylko złe kurtki.”

W październiku w Górach Bystrzyckich temperatura potrafi spaść do kilku stopni, a nad ranem nawet poniżej zera. To moment, kiedy Owczy Pasterz przestaje pić wodę z cytryną, a zaczyna herbatę z miodem i imbirem

Na tarasie Owcy z widokiem paruje kubek, w sali szumi czajnik, a góry zamieniają się w ciepły sen z parą unoszącą się nad doliną.

W Spalonej chłód nie jest wrogiem. To współlokator, z którym trzeba się dogadać.
Najlepiej za pomocą trzech rzeczy:

  1. Ciepłego napoju – który nie tylko grzeje dłonie, ale też uspokaja myśli.
  2. Koca – obowiązkowo grubego, najlepiej z historią.
  3. Drugiego człowieka – niekoniecznie rozmownego, byle był.

Jeśli zastanawiasz się, co robić w Spalonej, gdy zimno, odpowiedź jest prosta:
– graj w planszówki, aż zapomnisz, która jest godzina,
– czytaj książki, które czekają od lata,
– albo po prostu siedź przy oknie i patrz, jak dolina oddycha parą.

W Górach Bystrzyckich chłód nie jest karą – to przypomnienie, że życie zwalnia wtedy, gdy paruje herbata. A najlepszy moment dnia to ten, kiedy kubek stygnie, ale wciąż pachnie miodem.


Mgły – czyli duchy doliny

Mgła w Górach Bystrzyckich nie jest tylko zjawiskiem atmosferycznym.
To pełnoprawna postać – trochę jak sąsiadka, która przychodzi niezapowiedziana i zostaje na śniadanie.
W Spalonej mgły mają osobowość. Jedna siada na tarasie Owcy i pije twoją kawę, druga chowa drogę do Osmelakowej Doliny, a trzecia tańczy nad lasem, jakby szukała swojego własnego sensu.

Według Wikipedii mgła to zawiesina drobnych kropelek wody w powietrzu.
Według Owczego Pasterza – to sen, który zapomniał się rozwiać.

Jesienne mgły w Górach Bystrzyckich pojawiają się zwykle rano, zwłaszcza po ciepłej nocy i deszczu. Wtedy doliny stają się morzem, a świerki wyspami. Na zdjęciach wyglądają jak Norwegia, tylko bez fiordów.
Z tarasu Owcy można obserwować, jak mgła w Spalonej powoli podnosi się, odkrywając dachy, drzewa, łąki i świat, który dopiero uczy się nowego dnia.

Owczy Pasterz mówi, że w mgłach najlepiej się milczy. Bo dopiero wtedy słychać, jak góry mówią do siebie – cicho, parafrazując ciszę.


Depresja jesienna – jak przetrwać listopad bez popadania w czarne dziury

Jesień ma swoje humory. Najpierw zachwyca liśćmi i światłem, a potem nagle – bach! – mgła, chłód, ciemność i cisza po dziewiętnastej. To moment, kiedy człowiek zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem nie mieszka w filiżance zimnej herbaty.

Owczy Pasterz zna to dobrze. Wie, że depresja sezonowa nie przychodzi z hukiem, tylko po cichu – jak wiatr, który zmienia kierunek. Najpierw trudniej wstać, potem trudniej się uśmiechnąć, a potem człowiek zaczyna oglądać pogodę jak thriller.

Jak przetrwać jesień w górach – i w sobie?
Oto kilka pasterskich sposobów:

  1. Światło. Otwórz okno, nawet jeśli mgła próbuje wejść razem z tobą. Światło dzienne to najlepsza herbata dla mózgu.
  2. Ruch. Idź na spacer, choćby do końca drogi i z powrotem. W Górach Bystrzyckich nawet krótki marsz potrafi przewietrzyć myśli.
  3. Witamina D i magnez. Nie z romantyzmu, tylko z rozsądku. Góry uczą, że trzeba mieć energię, żeby podziwiać widoki.
  4. Ciepło. Herbata z imbirem, koc, planszówki w sali Owcy. W Spalonej nikt nie walczy z jesienią – tutaj się z nią zaprzyjaźnia.
  5. Towarzystwo. Spotkaj się z ludźmi, choćby na chwilę. Wspólny śmiech ma działanie terapeutyczne, szczególnie gdy z dachu kapie w rytm.

Owczy Pasterz mówi:
„Depresja jesienna nie lubi ruchu, światła i ludzi. Więc właśnie to jej dawaj.”

A jeśli mimo wszystko robi się za ciężko – pamiętaj, że każda mgła w końcu się podnosi.
Zawsze.


Kolory jesieni – złoto, rudość i spokój

Jesień w Górach Bystrzyckich nie zna umiaru. To pora roku, która maluje świat jak artysta po wypłacie – odważnie, szerokim pędzlem, bez żałowania pigmentu. Bukowe zbocza płoną rudością, klony rozlewają żółć jak farbę, a brzozy stoją jak białe przecinki między rozdziałami krajobrazu.

W Spalonej jesienne kolory potrafią się zmieniać z dnia na dzień. Rano wszystko jest złote, w południe czerwone, a wieczorem już tylko szare i ciche – jakby góry też miały swoje emocje.
Wystarczy godzina słońca, żeby zrobić zdjęcie, które wygląda jak pocztówka, i minuta chmury, żeby zamieniło się w czarno-białą refleksję o przemijaniu.

To dlatego fotografia jesienna w Górach Bystrzyckich ma tylu wielbicieli. Każdy kadr jest inny, a światło zachowuje się jak dzikie zwierzę – nie daje się złapać, ale czasem samo przychodzi i siada na dłoni.

Kolory jesieni w Spalonej to nie tylko pejzaż.
To nastrój.
Złoto buka grzeje duszę, rudość paproci przypomina o końcu lata, a zieleń świerków uczy spokoju.
To cała paleta emocji, rozłożona między tarasem Owcy a lasem na zboczu Jagodnej.

Jak mawia Owczy Pasterz:
„Niektóre kolory nie służą do malowania. One służą do oddychania.”

Na ścianie Owcy z widokiem w Spalonej od początku widnieje mural przedstawiający owcę w kolorach jesieni.
Nie jest to jednak zwykły obrazek z pędzlem w tle – to symbol miejsca, które żyje zgodnie z rytmem natury.
Mural stworzyła Paulina Mocna – artystka, której prace łączą siłę koloru z miękkością emocji.

Jej Owca ma w sobie coś z chmur, coś z liści i coś z człowieka, który zatrzymał się na chwilę, żeby popatrzeć na świat.
Jesienią, gdy buki płoną w dolinie, mural wtapia się w krajobraz – jakby był jego częścią.
Deszcz i wiatr tylko nadają mu patynę, a mgła sprawia, że wygląda, jakby oddychał razem z górami.

To nie jest ozdoba.
To barometr nastroju Spalonej, świadectwo, że sztuka może przetrwać pogodę, czas i wszystkie pory roku – o ile ma w sobie odrobinę światła.

Jak mówi Owczy Pasterz:
„Ten mural nie wisi na ścianie. On po prostu tu mieszka.”


Owca w jesieni – jak się wtulić w widok

Jesienią Owca z widokiem pachnie kawą, mokrym drewnem i spokojem. W dzień światło przesuwa się po sali jak leniwy kot, a wieczorem ciepło herbaty i zapach planszówek mieszają się z ciszą. Na tarasie siadają już tylko najbardziej wytrwali – ci, którzy wiedzą, że Spalona jesienią to nie sezon, tylko stan umysłu.

Na łące za domem wiatr poprawia włosy drzewom, mgła sprawdza granice doliny, a z komina unosi się pierwsze dymne zdanie o zimie.
W środku ktoś czyta książkę, ktoś inny nalewa herbatę z imbirem, a Owczy Pasterz wychodzi na chwilę, żeby sprawdzić, jak pachnie powietrze.
Zawsze pachnie tak samo – jak spokój.

Jesień w Owcy z widokiem nie potrzebuje fajerwerków. To czas na zwolnienie, na myślenie bez celu, na słuchanie gór, które oddychają równo i spokojnie.
To tu można naprawdę odpocząć – nie dlatego, że nic się nie dzieje, tylko dlatego, że wszystko dzieje się powoli.

Jak mówi Owczy Pasterz:
„Jesień to nie koniec. To po prostu tryb cichy.”

Owca z widokiem – miejsce, w którym jesień ma swoją instrukcję obsługi.
A jej główny przycisk to „pauza”.