W Sudetach domy nie rosną przypadkiem.
Wyrastają z ziemi jak świerki – powoli, z poszanowaniem wiatru, śniegu i słońca.
Ich kształty i kolory to nie kwestia mody, ale rozsądku i tradycji.
Architektura sudecka to opowieść o tym, jak człowiek nauczył się współżyć z górami – bez przesady, bez pośpiechu, za to z ogromnym szacunkiem do natury.

Czym jest architektura sudecka
Architektura sudecka nie powstała po to, by zachwycać turystów.
Powstała z potrzeby – przetrwania w górach, gdzie zima potrafi trwać pół roku, a wiatr zna imię każdego domu.
Jej siła tkwi w prostocie i logice natury. Jak napisano w opracowaniu „Szlak architektury regionalnej ziemi kłodzkiej”:
„Każdy szczegół ludowej architektury ma swoją przyczynę i spełnia określone zadanie. Kodeks praw przyrody był nie tylko bardzo dobrze znany, ale i ściśle przestrzegany.”
Domy budowano więc nie według katalogu, lecz według zdrowego rozsądku i kierunku wiatru.
Stawiano je na stokach osłoniętych od północy, często wzdłuż potoków, tak by z jednej strony czerpały światło, a z drugiej – nie uciekało ciepło.
Fizjografia terenu, czyli to, co dziś nazwalibyśmy „mądrym czytaniem krajobrazu”, wpływała zarówno na lokalizację, jak i układ całych wsi.
Materiały – czyli co góry dały
Sudecka chata rodziła się z tego, co było pod ręką:
– kamień na fundamenty i parter (zimą trzymał ciepło, latem chłód),
– drewno na ściany i konstrukcję szkieletową,
– glina i wapno na tynki,
– gont, łupek lub strzecha na dach.
W efekcie powstawały budynki o naturalnej kolorystyce, wpisane w krajobraz – jakby góry same je zaprojektowały.
Nie było tu „projektanta wnętrz” – był cieśla, kamieniarz, sąsiad i wiatr z południa, który wiedział najlepiej, gdzie ustawić komin.
Forma – między rozsądkiem a poezją
Tradycyjny dom sudecki to najczęściej budynek drewniano-murowany (tzw. przysłupowy lub zrębowy) o stromym dachu dwuspadowym i wysuniętym okapie, który chronił ściany przed deszczem i śniegiem.
Charakterystyczny jest biały, kamienny parter i czarne, drewniane piętro, czasem z delikatnym ryzalitem lub galerią.
Okna są małe, rozmieszczone symetrycznie – nie po to, by równo wyglądały, lecz by równo grzały.
Taki układ, dziś uznawany za estetyczny, był wtedy po prostu funkcjonalny: ciepło w środku, zimno na zewnątrz – i porządek w głowie.
Wnętrza miały niski sufit (często 2,2–2,5 m), bo łatwiej było ogrzać mniejszą przestrzeń.
Dom służył nie tylko rodzinie, ale też zwierzętom i narzędziom – w dolnej części znajdowały się pomieszczenia gospodarcze, a ludzie mieszkali na piętrze lub w środkowej izbie, gdzie koncentrowało się życie.
Rozplanowanie i dachy
Większość domów sudeckich miała układ podłużny – równoległy do stoku – co pozwalało na wykorzystanie naturalnego spadku terenu.
W zależności od regionu stosowano różne rodzaje dachów: dwuspadowe, naczółkowe, czterospadowe, a w rejonie Orlickich gór – nawet łamane mansardowe.
Dach to w Sudetach coś więcej niż zadaszenie – jest parasolem i czapką jednocześnie. Czasem wyglądał jak przygarbiony staruszek, który chroni dom przed burzą.
Duch miejsca
Sudecka architektura jest szczera – niczego nie udaje, niczego nie przesadza.
Nie stara się „być ładna”, tylko być na miejscu.
To dlatego współczesne próby kopiowania jej zbyt dosłownie (np. w kurortach) często wyglądają groteskowo.
Prawdziwa chata sudecka nie potrzebuje udowadniać swojej autentyczności – wystarczy, że stoi tam, gdzie stoi i że patrzy w tę samą stronę co góry.

Geneza i rozwój – od chłopskiej zagrody do górskiego pensjonatu
Tradycja budownictwa regionalnego w Sudetach to nie tylko kwestia stylu.
To ciągłość pokoleń, które przez setki lat budowały domy według zasad przekazywanych z ojca na syna, z cieśli na ucznia.
Na przestrzeni XVIII i XIX wieku domy sudeckie przechodziły ewolucję – od prostych chłopskich chałup i gospodarstw rolnych po coraz bardziej wyszukane domy letniskowe, gospody i schroniska.
Działo się to zwłaszcza wtedy, gdy w dolinach rozwijał się przemysł tkacki i rzemieślniczy, a w górach – turystyka.
Wiejski warsztat powoli zamieniał się w pensjonat. A dom, który miał tylko chronić przed zimnem, zaczynał gościć ludzi spragnionych widoków.
Tak narodził się współczesny styl sudecki – łączący użyteczność, prostotę i krajobrazową harmonię.
Domy przestały być tylko miejscem pracy, a stały się częścią przestrzeni, w której człowiek i góra grają do jednej melodii.
Szlak Architektury Sudeckiej – czarne deski wędrują przez wieki
Nie każdy wie, że po ziemi kłodzkiej biegnie dziś Szlak architektury regionalnej, który prowadzi przez wsie:
Zalesie, Wójtowice-Huta, Młoty, Lasówka, Mostowice, Spalona i Nowa Bystrzyca.
To nie jest „szlak ładnych domków”. To żywa lekcja historii i sztuki budowania w górach.
Na szlaku oznaczono tabliczkami „DOM SUDECKI MIKROREGION KŁODZKI” dwadzieścia budynków – dawnych szkół, gospodarstw, schronisk i zagród, z których wiele odrestaurowano i przystosowano do współczesnego życia.
W Spalonej – jednym z punktów szlaku – czarne deski i białe partery stoją obok siebie jak rozdziały tej samej księgi.
Każdy dom ma własny rytm, ale wszystkie mówią tym samym językiem: językiem drewna, kamienia i światła.
To architektura, która nie tylko wygląda dobrze, ale dobrze się starzeje – i to w zgodzie z naturą.
Dzięki temu szlakowi można prześledzić, jak ewoluowało budownictwo w całych Sudetach: od prostych chałup, przez szkoły i gospodarstwa, po pensjonaty, które – jak Owca z widokiem – nawiązują do tradycji, ale oddychają współczesnością.

Spalona – serce sudeckiego stylu
Jeśli istnieje miejsce, w którym architektura sudecka mówi własnym głosem, to jest nim właśnie Spalona.
Ta najwyżej położona wieś w Górach Bystrzyckich (680–810 m n.p.m.) od wieków rozwijała się zgodnie z zasadą: „buduj tak, by przetrwać zimę i cieszyć się latem”.
Pierwsze osady powstały tu już w XV wieku, a ich forma i materiały – kamień, drewno, gont – przetrwały do dziś niemal w niezmienionej postaci.
Dzięki dawnym gospodom, schroniskom i zagrodom, Spalona stała się miejscem, gdzie tradycja nie zamarła w muzeum, tylko wyszła na spacer po wsi.
Na dawnych szlakach handlowych i górskich drogach – dziś znanych turystom jako choćby Droga Sudecka – wyrastały kolejne przykłady lokalnego budownictwa.
Po 1945 roku część wsi opustoszała, ale to właśnie dzięki temu zachował się unikatowy układ przestrzenny i pierwotny charakter zabudowy.
Dziś na Szlaku Architektury Sudeckiej znajdziemy tu m.in. oznaczone tabliczkami budynki „Spalona 13” i „Spalona 14” – oba stanowią podręcznikowe przykłady drewniano-murowanych domów wieńcowych z XIX wieku.
Dom nr 13 to niewielki budynek parterowy, oszalowany pionowo deskami, kryty gontem, z dachem o charakterystycznie załamanych połaciach – jakby góry same poprawiły mu fryzurę.
Dom nr 14, w układzie litery L, ma piętrowy ganek, deskowanie z poziomymi przewiązkami i daszek nad oknem w szczycie – czysty urok starej szkoły ciesielskiej.
Spacer po Spalonej to w zasadzie wędrówka przez podręcznik architektury regionalnej:
stare zagrody z łamanym dachem stoją obok nielicznych nowych domów, które – na szczęście – coraz częściej czerpią z dawnej prostoty zamiast ją udawać.
A wśród nich stoi Owca z widokiem – młodsza, ale wychowana w dobrym towarzystwie.
Nie ma stu lat, ale ma duszę i szacunek do tych, które je mają.
Tradycja w ruchu
Dziś coraz więcej architektów i inwestorów wraca do tej myśli:
że najlepszy projekt to ten, który nie krzyczy, tylko słucha miejsca.
Na czeskim pograniczu, w Orlických Záhoří, powstają współczesne domy, które czerpią z dawnych wzorców:
czarne drewno, szerokie okapy, kamienny cokół, symetria i światło wpadające przez wąskie okna.
Z drugiej strony granicy, po polskiej stronie, powstają podobne realizacje – w Bystrzycy Kłodzkiej, Lasówce czy właśnie w Spalonej.
Niektóre z nich zdobywają wyróżnienia w konkursach architektonicznych i trafiają na strony takich portali jak Bryła.pl czy Cedral.pl.
To znak, że architektura sudecka żyje – nie tylko w starych domach, ale też w nowoczesnych interpretacjach.
Bo prawdziwa tradycja nie polega na kopiowaniu przeszłości, tylko na jej rozumieniu.
Owczy morał
Kiedy patrzysz na czarne deski Owcy z widokiem, pamiętaj – to nie moda.
To ciąg dalszy tej samej opowieści, którą przed wiekami zaczęli tutejsi cieśle i górale.
Zmieniły się narzędzia, dachówki i wkręty, ale sens pozostał ten sam:
dom ma służyć człowiekowi i górom jednocześnie.
A gdyby czarne deski mogły mówić, pewnie powiedziałyby:
„Nie jesteśmy smutne. Jesteśmy po prostu mądre.” 🐏
Post scriptum – kilka słów o ludziach, którzy te domy stawiali
Zanim pojawiły się katalogi i programy do wizualizacji, domy w Sudetach budowali cieśle i stolarze.
Nie architekci z komputerem, tylko ludzie z siekierą, poziomicą i sercem.
🔨 Cieśla – człowiek od konstrukcji. Od więźb dachowych, belek, złączy.
To on wiedział, jak dom „oddycha” i w którą stronę powinien położyć się dach, by wiatr mu nie przeszkadzał.
Dziadek Staszek (Stanisław Zalewski), dziadek Owczego Pasterza, był właśnie takim cieślą – naprawił dziesiątki dachów po wojnie w Bielanach Wrocławskich i okolicach.
Większość z nich stoi do dziś.
🪵 Stolarz – jego brat w drewnie. Zajmuje się wnętrzem, meblami, oknami, drzwiami.
Dziadek Staszek także był w tym świetny. Bo w czasach, gdy materiału było mało, stolarz zawsze poradził sobie z drewnem starym, nowym, sezonowanym jak i „prawie” odpadem.
I choć dziś zamiast siekiery mamy laser i projekt 3D, jedno się nie zmieniło:
dobry dom zaczyna się od dobrego rzemiosła.