Złota Polska Jesień w Górach Bystrzyckich – gdzie na spacer, gdzie na rower i gdzie po święty spokój

Napisał: Owczy Pasterz, kierownik tej całej filozofii z widokiem.

Jesień w górach to nie jest pora roku. To jest stan ducha. A w Spalonej – również stan wysokości.

Bo kiedy w Kotlinie Kłodzkiej rozlewa się gruba i rozległa warstwa mgły, my stoimy ponad nią. Oświetleni oślepiającym słońcem, patrzymy z góry, jak doliny toną w mleku. I wtedy uśmiechamy się z lekkim pobłażaniem – jakbyśmy dostali wejściówkę do innego świata.

W „Owcy z widokiem” wiemy jedno: jesień w Górach Bystrzyckich to najlepszy czas na spacery, rowery, grzyby i święty spokój. Złote liście, puste szlaki i widoki, których nie da się przewinąć palcem.

Droga do Osmelakowej Doliny – zaczyna się tuż obok Owcy. Idź powoli, bo ta droga nie służy do biegu. Po drodze możesz spotkać mgłę leniwie uciekającą z doliny, konia z własnym zdaniem, kury robiące zebranie, pstrągi skaczące w wodzie, Patrycję i Wojtka (to ci od wyciągu narciarskiego i smażenia pstrągów). To najprostszy spacer, a jednocześnie najlepszy sposób, by złapać pierwszy oddech jesieni.

Ścieżka – ulubiona ścieżka Owczego Pasterza – prowadzi po łagodnym szczycie Zamkowej Kopy. Z tej perspektywy widać niemal wszystko: kotlinę kłodzką przykrytą mgłą jak grubym kocem, dolinę dolnej Spalonej, a wreszcie spektakularną dolinę, w której leżą Młoty – wieś, która, jak niesie wieść, może przestać istnieć. To spacer w scenerii tak niesamowitej, że niełatwo potem wrócić do cywilizacji.

Jagodna (977 m n.p.m.) – klasyk nad klasykami. Jesienią las świeci się jakby ktoś rozlał złotą farbę na każdą gałąź. Wejście od Spalonej to przyjemny szlak, a na górze czeka wieża widokowa. Mgły w dolinach wyglądają jak ocean, tylko bez ryb.

Torfowisko pod Zieleńcem – trochę dalej, ale absolutnie warto. Drewniane kładki, krzaki pełne kolorów i cisza, która brzmi lepiej niż playlista „relaks” na Spotify.

Jesień i rower to duet idealny – liście szeleszczą pod kołami, powietrze jest rześkie jak gazowana woda, a szlaki prawie puste.

Singletrack Jagodna (Glacensis) – klasyk dla fanów MTB. Kręta ścieżka prowadzi przez złote lasy, a każdy zakręt pachnie jesienią. Podjazdy są na tyle lekkie, że można pogadać z towarzyszem, a zjazdy na tyle długie, że można się zakochać.

Orlickie Zahori (po czeskiej stronie) – tutaj rządzą widoki. Trasy biegną raz drogą, raz granią, raz doliną, i na każdym zakręcie można spotkać rowerzystę. Czesi są zakręceni na punkcie dwóch kółek – rower ma tam status religii, a asfalt i szuter pełnią funkcję świątyń.

Szosówka – prawdziwa perełka. Droga ze Spalonej do Mostowic i dalej w stronę Orlickich Zahorów to asfaltowy sen. Gładko, szeroko, bez tłumów. Najlepiej po prostu wsiąść na rower i jechać przed siebie – bez mapy, bez celu. Droga sama wymyśla trasę, a jesień robi za scenografa.

Singletrack Zieleniec – górski rollercoaster w jesiennym wydaniu. Kolory liści migają jak w kalejdoskopie, a zakręty potrafią zaskoczyć nawet doświadczonych riderów. Plus: bliskość torfowiska i klimatyczne schroniska.

Singletrack Międzylesie – mniej znany, a przez to bardziej dziki. Idealny, żeby poczuć, że jeździsz w górach „na wyłączność”. Trasy wiją się przez lasy i polany, gdzie jesień urządza własny festiwal barw.

Jesienna włóczęga rowerowa – czasem warto odpuścić aplikacje, mapy i plany. Wyjechać z Owcy, skręcić w przypadkową drogę i zobaczyć, dokąd zaprowadzi. Bo nawet jeśli człowiek się zgubi, to i tak trafi na widok, który wynagradza wszystko.

Jesień bez grzybów to jak Owca bez widoku – niby jest dobrze, ale czegoś brakuje. A w Górach Bystrzyckich grzyby są wszędzie, tylko trzeba wiedzieć, gdzie postawić nogę (i najlepiej uważać, żeby nie na muchomora).

Lasy między Spaloną a Mostowicami – klasyka gatunku. Tutejsze bory są tak hojne, że nawet początkujący grzybiarz wraca z koszykiem. Czasem tylko koszyk jest pełen mchu, ale to też piękne.

Las wzdłuż drogi do Młotów – tam, gdzie szumi strumyk, grzyby rosną jak na zawołanie. Klimat miejsca jest taki, że człowiek czuje się jak w baśni, tylko zamiast krasnoludków spotyka borowiki.

Za płotem Owcy – naprawdę, nie trzeba daleko chodzić. Czasem wystarczy wyjść za bramkę i skręcić w pierwsze drzewa. Owczy Pasterz ostrzega: grzyby z własnego płotu smakują najlepiej.

Skraj lasu – złota zasada grzybiarza. Najlepiej chodzić wzdłuż granicy lasu, bo tam słońce i cień robią idealny klimat dla podgrzybków i prawdziwków.

Kopa Zamkowa i jej kanie – łąka po przeciwnej stronie drogi. W sezonie kaniowym (a on nadchodzi wielkimi krokami) można tu znaleźć czapki tak wielkie, że nadają się na parasole.

Łąka do Rabbit Hole – wystarczy zejść z Owcy w dół, w stronę Rabbit Hole, i już jest kolejny grzybowy raj. Miejsce ulubione przez miejscowych – i przez grzyby, które lubią być fotografowane.

Pasterski protip: najlepsze grzyby rosną tam, gdzie nikomu nie chciało się skręcić w bok. Wystarczy odejść kilkadziesiąt metrów od wydeptanej ścieżki, a nagle okazuje się, że las jest pełen tajemniczych kapeluszy, czekających tylko na odważnych.

Jesień w Górach Bystrzyckich ma swoje tempo – wolniejsze niż gdziekolwiek indziej. A święty spokój nie jest tu luksusem, tylko częścią krajobrazu.

Taras Owcy z widokiem – najprostsza opcja. Wystarczy kubek herbaty, ciepły koc i patrzenie, jak słońce powoli chowa się za górami. Cisza robi resztę.

Wieczór w sali – kanapa, książka, planszówka albo po prostu patrzenie w ogień świecy. To spokój, który ma smak długiej nocy, kiedy nigdzie nie trzeba się spieszyć.

Łąka na Kopie Zamkowej – ulubiona praktyka Owczego Pasterza. Kocyk, mała poduszka, telefon ustawiony tylko jako budzik. Bez książki, bez słuchawek, bez powiadomień. Minimum godzina leżenia w ciszy – patrzenie w niebo, w las, w dal. Można przysnąć, można nic nie myśleć. Chodzi o wielkie NIC. A to „nic” działa lepiej niż wszystkie aplikacje do medytacji razem wzięte.

Jesień w Owcy z widokiem

Nie mamy sauny, nie serwujemy alkoholu. Ale mamy coś, co jesienią liczy się najbardziej: ciszę, złote liście, mgły w dolinach i widoki, które pamięta się długo po powrocie do miasta.

W „Owcy z widokiem” jesień to spacery po Zamkowej Kopie, rowerowe włóczęgi bez celu, koszyki pełne grzybów i godziny świętego spokoju – na tarasie, na łące albo na kanapie z książką.

Szukasz pomysłów na jesienny wyjazd w góry? Przyjedź tej jesieni do Spalonej. Resztę zrobią Góry Bystrzyckie.